Ten głos...
-Wpuścicie ją powiedziałem
-Proszę, proszę kogo my tu mamy... - powiedział trzymający mnie facet. Ponownie upadłam uderzając o ziemie. -Panie Bieber, jak leci?
-Ja nie mam czasu na pogawędki ale mój ojciec chętnie by z tobą zamienił parę słów.- Powiedział spokojnie ale w jego oczach było widać zdenerwowanie.
-Too, Pan Bieber w mieście ? - speszył się.
-Wpuścicie ją. - powtórzył nie zwracając uwagi na pytanie nieznajomego. Mężczyzna stojący nade mną był skłonny do tego aby podać mi rękę bym wstała ale drugi zatrzymał go ruchem ręki.
-Niby z jakiej racji ? - zapytał
-Jest jego. - powiedział krótko.
Niewiele z tego zrozumiałam. Jest między nimi jakiś konflikt? a ojciec Jutina jest kimś kogo wyraźnie się boi jeden z nich.
-Powiedziałem. - podszedł do mnie ale zatrzymał go. W tej chwili chłopak wymierzył mu prawego sierpowego.
Wykorzystując chwile nie uwagi wstałam i odsunęłam się od mężczyzny który był w szoku, nie wiedział co robić. Pomóc koledze czy jednak nie stawiać się "Bieberom". Justin spojrzał na niego znacząco. Następnie pobiegł w moją stronę i chwycił mnie w pasie. Nim się obejrzałam siedziałam już jako pasażer w jego wozie. Ruszył z ostrym piskiem opon. Za nami było słuchać krzyk i jak by coś uderzyło w samochód. Jechał jak wariat. Nie zaważając na ograniczenia prędkości.

-ymm... - zawahałam się - niee...
Zatrzymał nagle wóz. Staliśmy na podjeździe na przeciwko jakiegoś ogrodu z bardzo wysokimi drzewami.
-Co ci ku*wa przyszło do głowy aby o tej godzinie urządzać sobie spacery po tej dzielnicy ?! - krzykną wysiadając z samochodu. Siedziałam wbita w siedzenie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć więc spuściłam wzrok na czarną tapicerkę którą już kiedyś podczas długiej jazdy starannie obglądnełam.
Chłopak obszedł samochód, otworzył moje drzwi i podszedł do ogrodzenia ogrodu trzymając się za głowę.
-Nie musiałeś tego robić. - powiedziałam cicho.
-Śmieszna jesteś. - odwrócił się i spojrzał na mnie. -Uratowałem ci życie rozumiesz?! - podszedł do mnie tak blisko że nasze twarze dzieliły centymetry.
-Nie musiałeś tego robić. - powtórzyłam
-Naprawdę aż tak pragniesz śmierci ? - zapytał z krzywym uśmiechem.
-Hymm, tak.
-Jakie ty możesz mieć problemy... - pokręcił głową i przykucną przy oponie samochodu.
-Nie każdy ma takie kolorowe życie jak ty Bieber. - powiedziałam złośliwie
Wiem że mi pomógł ale serio, mam ochotę wydłubać mu oczy.
-Wiesz... nie lubię cie, ba. Jesteś najbardziej wkurzającą osobą jaką znam ale mimo to nie życzę ci takiego życia jakie mam ja.
-Jasne. Masz dylemat jaką koszulę rano założyć ? zieloną w kratę czy niebieską? -zaczęłam parodiować jego głos. - o jeeeejku, a jak ja sobie dzisiaj włosy ułożę! -wciągnęła mnie ta zabawa. Justin przyglądał mi się z otępieniem. - O nie ! zostało mi tylko 2h do szkoły ! nie zdążę wklepać krem w rączki!
Nagle zadzwonił mój telefon. Cud że jeszcze działał, siedział w mokrej kieszeni kilka godzin. Wyjęłam go, na wyświetlaczu widniał napis "Mama". Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia tego dnia. A już na chwile udało mi się o tym zapomnieć. Chłopak spojrzał na telefon a potem na mnie.
-Odbierz.
-Nie mam ochoty.
-Ua. Czyli to kłótnia z mamą spowodowała twoją ucieczkę z domu? - zaśmiał się. - Zachowujesz się jak dziecko.
Renee, Jaxon, George. Renee, Jaxon, George. U mnie w domu. Razem.
Zaczęłam intensywnie myśleć. Poczułam ucisk w brzuchu. Uderzyło we mnie tak dużo emocji. Zaczęłam walczyć z chęcią rozpłakania się.
-Po co odstawiasz ten cały cyrk ?
Do żalu i bólu doszła jeszcze złość i gniew. Rzuciłam się na niego nie do końca wiedząc po co. Złapał mnie za nadgarstki a potem odepchną.
-Nienawidzę ludzi którzy się nad sobą użalają. Myślałem że jesteś inna, źle cie oceniłem.
-Myślałeś że jestem inna ?! -zaczęłam krzyczeć. -Właśnie, nie znasz mnie więc jakim prawem mnie oceniasz ?! - Do oczu zaczęły napływać mi intensywnie łzy. - Ty też jesteś taki sam ! Zapatrzony w siebie gnojek!
-Nie jestem taki sam jak inni ! Nie rozumiesz ?! Nie jestem ! Jestem bandytą, zwyrodnialcem, bydlakiem, ćpunem, zdrajcą ! Nikt ci jeszcze tego nie powiedział ?! Nie mam serca. Jestem zły. Powinnaś się mnie bać. Uciekać. - Również wykrzyczał. Mimo twarzy która nie zdradzała żadnych emocji oprócz złości, w jego oczach było widać ból, jakby każde słowo które wypowiadał raniło go bardziej. W końcu oczy to zwierciadło duszy.
- Nie masz pojęcia jak to jest być w oczach wszystkich ludzi kimś takim jak ojciec. Brać na siebie wszystkie jego grzechy! Nie wiesz jak to jest iść ulica na której ludzie chowają przed tobą swoje dzieci i mówią żeby nigdy się do ciebie nie zbliżały bo możesz zrobić im krzywdę. Te złowrogie spojrzenia... Nie wiesz jak to jest być złym człowiekiem nie ze swojego powodu, tylko z powodu ojca
-A wiesz jak to jest nie mieć ojca ? Wiesz jakie to jest uczucie jak osoby które kochał o nim zapominają ? wymieniają go na kogoś innego ? Wiesz jak to jest jak własna matka ma cie w dupie ?! Nie obchodzi ją co czuje, nie obchodzi ją to że co noc budzę się z krzykiem bo widzę śmierć swojego ojca i siostry! - z oczu zaczęły płynąć mi łzy, które zaraz pomieszały się z deszczem i nie było ich nawet widać.
Chłopak popatrzył na mnie łagodnie, tak jakby wraz z tym co powiedział opuściły go wszystkie emocje. Mogę nawet powiedzieć ze zrobiło mu się trochę żal z mojego powodu. Zrobił krok w moją stronę.
Zachwiałam się. Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Obraz oszalał. Poczułam jak robi mi się momentalnie gorąco pomimo tego że jestem wychłodzona i mokra. Zaczęłam się trząść, przed oczami miałam już tylko czarny obraz i ...
poczułam pod sobą miękkie ramiona.
* * *
Ruszyłam ręką. Poczułam coś miękkiego. Powoli otworzyłam oczy. Nade mną stał Justin i wpatrywał się we mnie. Podniósł z mojego czoła worek lodu a ja się wyprostowałam. Chłopak wyszedł z pomieszczenia niosąc okład.
Leżałam w bardzo, bardzo dużym salonie. Wszędzie białe ściany z delikatnymi wypukłymi zygzakami. Leżałam na ogromnym białym, skurzonym narożniku. Jedyne światło dochodziło od płomieni w kominku.
-Napij się. - do salony wszedł Justin z szklanką wody.
Chwyciłam ją szybko i jednym duszkiem wypiłam całą wodę. Dobrze mi zrobiła. Była lodowata.
-Co ja tu robię? - zapytałam ochrypłym głosem.
-Straciłaś przytomność. To po tej tabletce którą dał ci ten ... -nie dokończył
Momentalnie przypomniała mi się scena z parku.
-Twój tato... Jest w domu ?
-Oszalałaś? Nigdy w życiu.
Milczeliśmy chwile. Odgarnęłam koc z nóg aby wstać.
-Przenocujesz tu. Bo domyślam się że nie bardzo chcesz wracać do domu?
-Amm, tak. Mogę ?
-Chodź, pokażę ci twój pokój. -wyszedł z salanu, a ja za nim.
Szliśmy po długich krętych schodach. Justin miał niesamowity dom. Wielki, nowoczesny i w dodatku mieszkał tu chyba sam.
-Gdzie twoja rodzina? - zapytałam trochę niepewnie.
-Mieszkam z bratem. Jest dzisiaj u dziewczyny. A mama....- zawahał się. - odwiedza nas raz na jakiś czas.
Zrozumiałam żeby już o nic więcej nie pytać. Chłopak otworzył mi drzwi i zaprosił gestem ręki do środka. Weszłam do pokoju i mnie zamurowało.
-Boże.
-Boże.
-Co?- zapytał rozbawiony.
-To jest pokój gościnny?!
-Jeden z pięciu - powiedział dumnie.
-Zwariowałeś ? on jest wielkości całego mojego parteru.
chłopak zachichotał.
-Tamte drzwi prowadzą do łazienki. - pokazał palcem - W szafie masz ręcznik i szlafrok. Jak będziesz chciała skorzystać z kuchni to śmiało. Dobranoc - powiedział i zamkną za sobą drzwi. Rozejrzałam się po pokoju. Był śliczny. Gustownie urządzony. Zgodnie z poleceniem Justina, wzięłam ręcznik i szlafrok z szafy a następnie poszłam do łazienki. Była ona niewielka ale również śliczna. w rogu stała wanna a przy ścianie w szafce wmontowanie były dwa zlewy.
Położyłam rzeczy na szafce i przyjrzałam się w ogromnym lustrze. Wyglądałam okropnie, ubranie było całe brudne, potargane, mokre włosy i jeszcze ta rana na kości policzkowej. Nabrałam w dłonie zimnej wody i delikatnie ją obmyłam. Następnie wzięłam gorącą kąpiel i wróciłam do pokoju.
Położyłam się do ogromnego łóżka z aksamitna pościelą. Zaczęłam dokładnie analizować cały wczorajszy dzień ( bo była 2 w nocy)
Najpierw sprzeczka w "Santos" Miałam ochotę powyrywać Justinowi wszystkie kończyny, teraz wydawał się inny. Potem Jaxon. (na tą myśl poczułam ucisk w żołądku). Następnie ci dwaj goście i Justin który niewiadomo skąd się tam wziął. Teraz przed oczami miałam przebieg rozmowy z chłopakiem pod jego domem. Zrobiło mi się żal. Teraz zrozumiałam co mają na myśli ci wszyscy ludzie w szkole mówiący że jestem strasznie odważna bo się stawiłam samemu Bieberowi. Jednego nie wiedziałam. Dlaczego tak bardzo się go boją, kim był jego ojciec?
Myślałam tak godzinę. Nie mogłam zaspać. Postanowiłam że pójdę do kuchni i się czegoś napiję. Gdy tylko wymknęłam się z pokoju, zrozumiałam że nie będzie to takie łatwe.
JEGO DOM JEST OGROMNY. Gdzie jest kuchnia?
Ruszyłam ciemnym korytarzem. na samym końcu było ogromne okno. Podeszłam do niego. Za jego domem był ogromny basen. Na polu wciąż padał deszcz. Stałam tak chwilę wpatrując się jak odbijają się krople deszczu od tafli wody kiedy usłyszałam dźwięk gitary. Na końcu korytarza było rozgałęzienie. Po prawej jak i po lewej były białe drzwi. Podeszłam do prawych i przyłożyłam do nich ucho.
Delikatne brzmienie ledwo co było słuchać dlatego też uchyliłam lekko drzwi i wśliznęłam się do środka. Całe szczęście że Justin siedział tyłem do drzwi i mnie nie zauważył. podeszłam cichutko na palcach i usiadłam po turecku za dużą kanapą.
Gitara zabrzmiała bo praz 4. w tedy zaczął śpiewać w bardzo wolnym tempie.
"I've know it for a long time
Daddy ... wakes up to a drink at nine
Disappearing all night
I don't wanna know where he's been lying
I know what I wanna do
Wanna runaway, raunaway with you
Gonna grab clothest, six in the morn-in' go" (tłumaczenie)
Zrobił chwilę przerwy. Chcąc czy nie, muszę przyznać że miał niesamowity głos, i w dodatku śpiewał z taką głębią, jakby śpiewał o sobie.
"How long you leaving
Well dad just don't expect me back this evening
Oh it could take a bit of time to heal this
Its been a long day, thumb on side of the roeadway, but
I love him from my skin to my bones
But I don't wanna live in his home
There's notching to say cos he knowns
I'll just runaway and be on my own" (tłumaczenie)
Przestał nagle grać. Ja wyprostowałam nogi bo zaczęły mi już cierpnąć kiedy poczułam na swoich ramionach zimne dłonie.
- Co tu robisz ?
- a.. y... szłam do kuchni... i -zaczęłam intensywnie myśleć
- i?
- i usłyszałam jakieś straszne dźwięki. Tak. - wstałam i zwróciłam się w kierunku drzwi.
- straszne ? - zmarszczył brwi
- Pf. No pewnie. Nie wiem jak możesz tak kaleczyć tą piosenkę. - Co ja wygaduje ? sama nie wierze w to co mówię. Ten chłopak zaśpiewał to najlepiej na świecie. Przygryzłam wargi.
- Kuchnia jest na dole...
- No tak, tak, już idę.
- Może ci pokazać ?
- Wiesz... w zasadzie to już mi się nie chce pić. - wyśliznęłam się szybko przez drzwi i popędziłam do swojego pokoju zanim ten cos powie.
Trzasnęłam cicho drzwiami i rzuciłam się na łóżko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz