Rozdział 13
Bieber siedział na chodniku trzymając nogi zanurzone w wodzie i się ze mnie śmiał. Kretyn. Reszta nawet nie zwróciła uwagi na to, że Bieber postanowił zrobić nam kąpiel. Podpłynęłam do brzegu i chciałam się wygramolić na chodnik. Przeklnęłam w myśli po tym jak dwa razy ześlizgnęłam się z powrotem do wody. I po co mi to było? mogłam normalnie odejść, zostawiając go bez słowa. To chyba bardziej by go skrzywdziło niż ochlapanie wodą. On nienawidzi jak się go nie słucha, jak się go ignoruje. Sam to kiedyś przyznał.
-Bo widzisz... taki już jestem, że mało mnie obchodzą tacy ludzie jak ty, mali, słabi. Nie zwracam na nich uwagi, bo są nikim. -Powiedział to bezbarwnym tonem. Co za pacan. Zadufany gnojek.
Spojrzałam na niego wściekła. Dobra, jeszcze raz. Raz, dwa, trzy! odbiłam się ledwo od dna i wsparłam się na ramionach. Było tu głęboko, więc ciężko mi było się wybić wystarczająco dobrze. Już prawie mi się udało ale niesty znowu się pośliznęłam. Chłopak zawył ponownie śmiechem widząc moją kolejną porażkę. Podniósł się ceremonialnie i z wielką łaską obszedł basen aby podejść do mnie. Co za debil.
-Naprawdę jesteś kaleką. - zrobił minę małego szczeniaczka. Walczyłam ze sobą aby mu czegoś nie powiedzieć. -Kalekom trzeba pomagać... - westchną. -To może poproś o tą pomoc co? - rosła we mnie złość.
-Dobrze, - zaczęłam. - w takim razie, proszę o pomoc.
-Więcej uczucia. Drogi Panie... -powiedział. Westchnęłam.
-Drogi Panie Bieberze. Najmiłościwszy Panie Bieberze, najlepszy, najukachańszy, proszę cię o pomoc. - powiedziałam melodyjnym głosem. Chłopak uśmiechną się zwycięsko.
-W takim razie, znaj łaskę pana - wyciągną do mnie rękę. Chwyciłam ją na początku delikatnie a potem z całej siły szarpnęłam a on wpadł do wody.
-Po moim trupie, mości panie. - szybko odepchnęłam się od dna i tym razem udało mi się wyjść za nim on mnie chwycił. Byłam cała mokra. Poczułam zimny wiatr który akurat zawiał. Cała moja koszulka była wręcz przyklejona do mojego ciała. Pobiegłam w stronę gdzie ostatni raz stałam na ziemi i zaczęłam szukać mojego telefonu. Było ciemno więc miałam duży kłopot. W pewnym momencie się poślizgnęłam. Moje convers'y były mokre więc gumowa podeszwa ślizgała się na rosie. Zaryłam kolanami w trawnik. BOŻE JAK JA NIENAWIDZĘ BIEBERA. Brudną ręką z trawy zmieszanej z ziemią, odgarnęłam mokre włosy z twarzy, pozostawiając na niej brązowy ślad. Ruszyłam w stronę domku, gdzie zostawiłam swoją koszulę. Otuliłam się rękami i szłam dygocząc z zimna. Justin wszedł zaraz za mną. Całe szczęście że odpuścił sobie tą idiotyczną zabawę i już nie ma ochoty sie mścić. A zresztą, nie wiem. W każdym razie zachowuje się dość normalnie. Weszłam do łazienki i chwyciłam koszulę razem z schowaną pod nią płytą. Justin wszedł do łazienki.
-Trzymaj. - rzucił mi ręcznik. On sam staną przed lustrem z zawieszonym ręcznikiem na szyi i poprawiał mokre włosy.
-Ykhym. - odkrząknęłam. Dziwnie sie na mnie popatrzył.
-Co?
-Co mi to da, że się powycieram skoro mam mokre ubrania?! - warknęłam złośliwie. Gdyby nie on nie było by tej całej sytuacji. Jak będę chora, on będzie płacił za moje leczenie. - a jeśli już mam sie powycierać, to na pewno nie będę robić tego w twoim towarzystwie.
-Aaa, no tak. - podrapał sie za uchem. Wyszedł z łazienki a za chwile wrócił z bluzą w ręku. Podał mi ją. -Zdejmij tamte ubrania i ubierz to.
-Nie jestem dzieckiem, wiem co mam zrobić. - odpowiedziałam chłodno biorąc od niego bluzę.
-Odwiozę cię do domu.
-Przecież piłeś.
-Nie piłem. - milczeliśmy chwilę.
-No to mogę się przebrać ? SAMA?
-Z naciskiem na "sama" ? - zaśmiał się. Ostatni raz poprawił włosy i wyszedł z pomieszczenia.
Zdjęłam koszulkę i wykręciłam z niej wodę do zlewu. Z spodenkami zrobiłam to samo. Powycierałam się dokładnie i ubrałam na siebie ciemno granatową bluzę. Nie chce, ale muszę to przyznać... lubię jego bluzy, już kiedyś mi jedną pożyczył. Jeszcze mu jej nie oddałam. W dodatku tak pięknie pachniały. Zasunęłam bluzę i zdjęłam mokre trampki i skarpetki. Powycierałam włosy i przetarłam rozmazany makijaż, następnie chwyciłam płytę i owinęłam ją moją koszulą. Schowałam ją do kieszeni. Bluzę naciągnęłam jak najniżej mogłam ponieważ byłam w samej bieliźnie. Nie było to też aż takie trudne bo była dość duża. Otworzyłam drzwi. Justin siedział przed telewizorem i oglądał jakiś mecz koszykówki. Był już przebrany w bluzę i spodnie Lil'a. Gdy mnie usłyszał odwrócił się, po czym bez słowa wstał i wyłączył telewizor.
-Jedziemy? - zapytał.
-Co z Jaxonem?
-Przenocuje tu z resztą. Chyba że ty też chcesz?
-O nie nie nie nie. Jedźmy już. - od razu zaprzeczyłam. Wolałam jak najszybciej stad zniknąć.
Szliśmy w milczeniu do samochodu. Zaczął powoli padać deszcz. Impreza i tak sie za chwilę skończy, bo patrząc na niebo, na którym nie było ani jednej gwiazdy, szykuje się niezła ulewa... a przecież było tak pięknie. Chłopak otworzył mi drzwi, obszedł samochód i zasiadł za kierowinice. Skąd u niego takie gentelmeństwo? zdziwiłam się serio. Usiadłam wygodnie w czarnym, skórzanym fotelu i zatrzasnęłam drzwi.
-Zimno ci? - spytał.
-Troszkę. - odpowiedziałam. Chłopak sięgną do regulatora temperatury i obrócił wskaźnik na czerwoną stronę. Ruszył. Pomimo deszczu jechał dość szybko. Wpatrywałam się w mijane drzewa. Na polu zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Po szybie spływały grube krople deszczu, nasilił się tak, że wycieraczki samochodu musiały chodzić na pełnych obrotach. W aucie zrobiła się miła atmosfera. Zdążyłam się ogrzać. Opierałam się głową o szybę, czasami spoglądałam na Justina. Grymas zszedł już mu z twarzy. Przyjął łagodną minę. Mój towarzysz sięgną do radia i włączył je. Z głośników zaczęła lecieć cicha melodia. To soul albo coś w tym stylu. Nie znam sie na tego typu rodzajach muzyki bo jej nie słucham, ale ta mi sie wyjątkowo spodobała. Była taka ciepła, uspokajająca.
-Podoba ci się? - zapytał. Uśmiechnęłam się słabo.
-Słuchasz takiej muzyki?
-A Change Is Gona Come ulubiona mojej mamy.. - powiedział odwzajemniając uśmiech.
Justin jest trudny do odkrycia, z jednej strony wydaje się, że jest pewnym siebie facetem, któremu nikt nie podskoczy, a z drugiej strony kryje sie wrażliwi, miły chłopak.

Po jakiś 20 min. dojechaliśmy do celu. Justin zaparkował przy wjeździe.
-Jesteśmy. - oznajmił. Kiwnęłam głową.
-Too... dzięki za podwiezienie.. - powiedziałam i chwyciłam za klamkę.
-Poczekaj.. - zatrzymał mnie. - A bluza?
-Każesz mi iść w deszczu do domu w samej bieliźnie?
-Brzmi interesująco. - zaśmiał się.
-Chciałbyś. - teraz i ja się zaśmiałam.
-Jest środek nocy, sąsiedzi nie zobaczą. Ja za to skorzystam. - wyszczerzył zęby. Popatrzyłam na niego lekko oburzona. Odwróciłam się w stronę drzwi i ponownie pociągnęłam za klamkę w celu wyjścia z samochodu. -Wydaje mi się, że masz jeszcze jedną moją bluzę prawda? - zapytał marszcząc brwi.
-Tak. Mam. - z powrotem opadłam na siedzenie. -To może wejdź ze mną do domu, a nie karz mi paradować z gołym tyłkiem po ulicy! - powiedziałam żartobliwie.
-No dobra. - wysiedliśmy z auta i szybko podbiegliśmy pod dach. Wyjęłam klucze i próbowałam trafić do dziurki ale coś mi to nie wychodziło.
-Może ja to zrobię. - zaproponował. Odsunęłam się więc podając mu klucze. Chłopak szybko się z tym uporał i otworzył drzwi. Zaświeciłam światło w korytarzu i odłożyłam mokre buty na wycieraczkę. (tak, przez całą drogę byłam na bosaka)
-To, poczekaj tu, albo nie wiem... rób co chcesz, a ja idę się przebrać i oddam ci bluzy. - powiedziałam i pobiegłam schodami na górę. Szybko zdjęłam bluzę i wyjęłam z niej moją koszulę. Zaciągnęłam jakąś naciągniętą koszulkę i domowe szorty. Przegrzebałam całą szafę i z samego spodu wykopałam drugą bluzę chłopaka. Chwyciłam je obie i popędziłam na dół. Justin stał oparty o futrynę drzwi do salonu.
-Dziękuję - wręczyłam mu je.
-Spoko.
-Masz zamiar wracać do Lil'a ? -zapytałam.
-A co? proponujesz mi nocleg? - łobuzersko się uśmiechną.
-Co, nie nie. - zawstydziłam się. - Nie wracasz do dziewczyny? - musiałam jakoś wybrnąć.
-Czemu się tak o nią wypytujesz? - zbliżył się do mnie.
-Nie wypytuję. - o nie. On znowu to robi. Selena ! ogarnij się. Mdleje na ten jego zapach.
-Wypytujesz. - zbliżył się jeszcze bardziej i odgarną moje wilgotne włosy. - Ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć... - po moim ciele przebiegł dreszcz. - pojadę po nią, - ciągną. - i zabiorę ją do siebie. - Nasze twarze dzieliły centymetry. W końcu odzyskałam świadomość.
-Nie rób tego. - powiedziałam. Chłopak się skrzywił i odsuną się lekko ode mnie.
-Mam po nią nie jechać? - zapytał zdziwiony.
-Nie, rób sobie co chcesz. Chodzi mi o to żebyś przestał robić to "coś" - odsunęłam się.
-Boisz się, że się we mnie zakochasz? - zaśmiał się.
-Ha! w tobie? nie w tym życiu kochany. A, i zmień perfumy bo są okropne. - powiedziałam.
-Ejj! wydawały mi się okej. - wzburzył się.
-Nie, nie są okej.
Uaa!. Sama siebie okłamuję! Podoba mi się tylko jedna osoba i to napewno nie jest Bieber. Po prostu ma on w sobie to coś... Boże co ja gadam... Bieber -NIE Nicka -TAK i kropka. Lepiej żebym więcej nie myślała...
-Nie są okej? wiem że ci się podobają- ciągną Bieber.
-Są beznadziejne - szeroko i sztucznie się uśmiechnęłam.
-Lecisz na nie, tylko nie chcesz się przyznać. - puścił mi oczko. Ja na to udałam że robi mi się nie dobrze.
-Idź już sobie dobrze ? - zapytałam przyjmując znowu ten sztuczny i złośliwy uśmiech.
-No nie wiem... Jaxon kazał mi się tobą zaopiekować... - podrapał się po głowie. Postanowiłam że sama go wywalę.
-Potrafię o siebie zadbać. - Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i zaczęłam wypychać go w stronę drzwi.
-Jesteś pewna? - stał jak kamień. Uwierzcie że kosztuje mnie to dużo wysiłku aby go przesunąć
-TAK.
-Jest późno.
-Jestem pewna.
-Jest 1 w nocy. Ciemno. Będziesz sama w domu. - stawiał opory. Byłam już blisko drzwi. -wiesz.. duchy, i te sprawy... - przeciągał
-Wole to niż twoje towarzystwo.
-Na pewno?
-TAAAK!
-Okej, okej. - podniósł ręce na znak poddania się. Właśnie zagrzmiało. - daje ci 5 min. - otworzył drzwi i wyszedł.
Drzwi aż trzasnęły przez silny wiatr. Na polu panowała burza. Stałam wpatrzona w drzwi i dłoniami założonymi na biodrach. Weszłam do salonu i usiadłam w fotelu, w którym siedziałam przed wyjazdem na ognisko. Spojrzałam na miskę leżącą na ziemi i przypomniała mi się kłótnia z Bieberem. Teraz zaczęła docierać do mnie pustka. Krople deszczu jeszcze nigdy tak głośno nie waliły o szybę, wiatr zahuczał w kominie tak że aż podskoczyłam. (Ci co mają kominek w domu wiedzą o czym mówię). Mam prawie 17 lat, i właśnie dociera do mnie to że chyba boje się zostawać sama w domu w nocy. Spojrzałam na ciemny korytarz.
-Ah! - krzyknęłam razem z grzmotem.
Usłyszałam jakieś trzaśnięcie. Dostałam gęsiej skórki. Zaczęłam przypominać sobie każde słowo które wypowiedział Justin przed wyjściem.. no dobra... przed wypchaniem go za drzwi. Wyskoczyłam szybko z fotela i podbiegłam do okna, tyłem aby widzieć czy nie ma czegoś za mną... Tak, udało mu sie narobić mi strachu. Odgarnęłam ręką firankę i spojrzałam przez okno. Chłopak właśnie zapalił samochód, tak jak obiecywał, poczekał chwilę, teraz czas się skończył. Nie myśląc wiele wystrzeliłam w stronę drzwi i wybiegłam na dwór. Chłopak wycofał już przodem do drogi i miał wyjeżdżać. Rzuciłam się pędem prosto do jego samochodu. Otworzyłam drzwi i wpadłam na siedzenie. Nie musiałam ich zamykać, wiatr zrobił to za mnie.

-Słucham? - powiedział.

-zdążyłam? - zapytałam nieśmiało.
-hym... trochę śpieszę się do dziewczyny - powiedział drapiąc się po głowie i oblizując wargi w ten jego Bieberowski sposób. Spojrzał na mnie i się roześmiał. Speszyłam się trochę. Zapomniałam że do niej jedzie. -Jak bardzo prosisz? -zapytał. Przewróciłam teatralnie oczami.
-Boże, nie wierze że to robię. Proszę.
-Nie przekonało mnie to.
-A dobra jedź. - powiedziałam zrezygnowana. Przecież nie będę go prosić. NIE BIEBERA! otworzyłam drzwi. Chłopak wyłączył silnik i wyjął kluczyki. Westchną i wysiadł z auta. Szybko podbiegł do mnie pod daszek i poczekał aż otworze drzwi. Teraz to na mojej twarzy malował się zwycięski uśmiech. Zdjął bluzę i odwiesił ją na wieszak w przedpokoju. Ściągną buty i szedł za mną. Weszłam do kuchni i zaświeciłam światło. Od razu jakoś inaczej, już nie tak strasznie.
-Jednak nie jedziesz do laski ? -zapytałam.
-Skoro błagałaś mnie na kolanach... może jakoś zrozumie.. - zaśmiał się.
-Zrób herbaty a ja wezmę prysznic.- powiedziałam otwierając szafkę z kubkami. Ruszyłam w stronę wyjścia.
-To że zostałem na noc, nie znaczy, że jestem od teraz twoją pokojówką ! - zawołał gdy byłam już na schodach.
-Wybacz, to forma opłaty za wynajem. - odpowiedziałam. Mam wrażenie, że to pierwszy rozkaz jaki mu wydano. A on go spełni.
Wzięłam gorącą kąpiel i przebrałam się w swoją piżamę. Ubrałam też bluzę bo było jakoś dziwnie chłodno. Zeszłam na dół. Justin siedział w salonie i oglądał telewizje. Na stoliku do kawy stały dwa kubki i ich zawartość mocno parowała. Podeszłam do niego.
-Będziesz spał tutaj. - powiedziałam. Justin kiwną głową. -Jak chcesz, skorzystaj z łazienki na górze.
-No dobra. - spojrzał na mnie. - herbata wedle życzenia. - wskazał na kubek. Podniosłam jeden z nich i upiłam łyka.
-Na przyszłość: 2 łyżeczki cukru, cytryna i sok malinowy.
-Pijesz moją herbatę. - powiedział. Natychmiast wyplułam to co miałam w ustach i zrobiłam okropną minę. Chłopak zaczął się śmiać. Przeczesał włosy i wstał.
-Żartowałem - wyszczerzył zęby.
-Bardzo śmieszne. - zmroziłam go wzrokiem. Chłopak ruszył w stronę schodów.
Pokazałam mu gdzie się znajduje łazienka i dałam mu ręcznik. W czasie gdy brał prysznic, ja przygotowałam mu miejsce do spania. Następnie ułożyłam się w łóżku w swoim pokoju i zaczęłam się wsłuchiwać w ciszę oraz oczekując na to aż Justin wyjdzie z łazienki. Cisza znowu wydała się jakaś przerażająca. Dudnienie wiatru zaczęłam dostrzegać coraz bardziej. Ponakrywałam się dokładnie kołdrą i czekałam. Z resztą nie wiem po co, bo i tak on będzie spał na dole. Boje się tej nocy. Ostatni raz bałam się tak jak byłam mała. Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł Justin w samych bokserkach wycierając niedbale włosy ręcznikiem. Było ciemno ale udało mi się dostrzec jego dobrze zbudowane ciało. Przyznaję, choć z ciężkim sercem. Oparł się ramieniem o futrynę moich drzwi.
-Jak coś, zapraszam do mnie! - zaśmiał się. Rzuciłam w niego poduszką ozdobną.
-A twoja dzie.. - nie dokończyłam bo mi przerwał.
-Dobranoc! - zawołał odrzucając poduszkę. Potem już tylko zniknął w ciemnościach.
***
Przewracałam się z boku na bok. Nie mogłam zaspać. Ciągle dokuczał mi wiatr i miałam wrażenie że coś siedzi w tym pieprzonym pokoju i się na mnie bezczelnie patrzy, i nie, nie był to Bieber. Wiem dziecinne ale siedzę z głową pod kołdrą! Nagle coś trzasnęło. Byłam odwrócona w stronę ściany. Mam dość. Walczyłam ze sobą czy pójść do Justina. Nagle wyskoczyłam z łóżka i wypaliłam na korytarz. Znowu coś trzasnęło. Do mojej twarzy dotarło jakieś chłodne powietrze.
-Boże, ten dom jest opętany - wymamrotałam przerażona.
Szłam niemalże przytulona plecami do ściany. Weszłam do salonu. Chłopak leżał z naciągniętym limonkowym kocem do pasa. Obie ręce trzymał splecione za głową. Podeszłam delikatnie na palcach i przykucnęłam przy sofie na której spał.
-Pssst. - szepnęłam. Chłopak nie drgną.
-Justin. - szepnęłam po raz drugi. Dalej nic.
-Justin! - w końcu chłopak dał jakąś oznakę życia. Wyją jedną z rąk z pod głowy i przetarł sobie twarz. Był zdezorientowany. Hym... dobra okazja by wyciąć mu jakiś kawał.
-Selena? - zabrzmiał lekko zachrypły głos. Chłopak podniósł lekko głowę i przetarł oczy. -widzę że skorzystałaś z mojego zaproszenia. - zachichotał.
-Bardzo śmieszne. - zmroziłam go wzrokiem.
-Więc co tu robisz? Przyszłaś popatrzeć na moje ciało? bo w tedy jak wyszedłem z łazienki bardzo się wpatrywałaś ale chyba nie widziałaś dokładnie.
W pierwszej chwili nie dotarło do mnie to co powiedział. Dopiero po chwili zrozumiałam.
-Co?! Nie! - gwałtownie zareagowałam. Chłopak się zaśmiał.
-Więc?
-Na górze coś jest - wypaliłam. Już czekam aż mnie zacznie wyśmiewać.
-Cóż takiego? - zapytał drapiąc się za uchem.
-No nie wiem. Sprawdź to! - powiedziałam to tak jak by to było oczywiste. Chłopak leniwie wstał i westchną.
-Jesteś nienormalna. - zawołał rozbawionym tonem.
-Pff.
Weszliśmy na górę.
-I? - zapytał.
-No... chodź do mojego pokoju. -Weszliśmy. Usiadłam na łóżku a on opierał się o biurko.
-Iii? -zapytał ponownie.
-No poczekaj..
Znowu dało się usłyszeć ten dziwny trzask.
-Oooo ! - zawołałam. Chłopak przeczesał włosy.
Wyszedł na korytarz. Szłam tuż za nim. Zatrzymał się na chwilkę i następnie skierował się w stronę pokoju Jaxona. Otworzył drzwi. Nagle buchła fala zimnego powietrza. Justin zaświecił światło.
Już wszystko jasne. Ten idiota zostawił otworzone okno. Dlatego od czasu do czasu czułam podmuchy zimna, a te wszystkie dźwięki wydawała roleta na oknie.
-Puknij się w łeb Gomez. - skwitował całe zajście zamykają okno.
-Ale... to nie wszystko. - zawstydziłam się. Moja głupota nie ma granic. A myślałam ze jest odwrotnie. -W moim pokoju.. -Chłopak się zaśmiał.
Wyszedł z pokoju Jaxona i wszedł do mojego. Rzucił się na łózko.
-Co ty robisz? - zapytałam mierząc go zdezorientowanym spojrzeniem
-Idę spać. - odpowiedział.
-No ale chyba nie w moim łóżku ! -zawołałam.
-A gdzie ? - zapytał.
-Nie wiem. Podłoga jest bardzo wygodna. - Chłopak prychnął
-Sama sobie tam spij. - zaśmiał się.
-Wstawaj ! - warknęłam.
-Bo?
-Bo to moje łóżko i nie będziesz w nim spał! - zawołałam tupiąc nogą jak małe dziecko.
-Ale.. to w twoim interesie żebym z tobą spał. - uśmiechnął się złośliwie.
-Dla jasności. Nie śpisz ze mną tylko obok mnie i napewno nie w łóżku.
-Nawet by mi przez myśl nie przeszło by spać z tobą. - prychnął
Wyjęłam z szafy koce i poduszki i rzuciłam je na podłogę.
-Złaź - wskoczyłam na swoje łóżko i położyłam się obok Biebera, po czym go zepchnęłam a on wpadł na podłogę.
-Ej no! Bo zaraz sobie pójdę - zagroził.
Wiedziałam ze nigdzie nie pójdzie. Zabrał się leniwie do rozkładania koców i w końcu ułożył się do spania.
-Selena? - zapytał.
-Tak?
-Powiedz mi... który biedny człowiek ma zaszczyt być twoim chłopakiem ? - zapytał. W jego głosie nie można było się doszukać jakich kolwiek emocji. Zdziwiło mnie to pytane.
-A czemu cię to interesuje? - spytałam podejrzliwie.
-Jestem po prostu ciekawy, który człowiek da rade z tobą wytrzymać więcej niż godzinę. Choć i tak wydaje mi się że z tą godziną przesadziłem... dajmy pół godziny. - zapytał rozbawionym tonem.
Podniosłam się i rzuciłam w niego poduszką. Uderzyła w prost w tą jego piękną buźkę. Złapał ją śmiejąc się.
-Wal się Bieber. - powiedziałam rozbawiona.
-Hej! może tak dobranoc? - zapytał oburzony.
-Dobranoc.
-Tylko tyle?
-A czego sobie jeszcze życzysz?
-No nie wiem... może "dobranoc królu" ? - zaproponował.
-Dobranoc królu idiotów. - odpowiedziałam odwracając się w stronę ściany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz